Po co planować cokolwiek jak raczej znowu wyjdzie totalnie jak zawsze, czyli zupełnie inaczej? To tylko strata czasu i zawracanie sobie głowy! Nie czuję tego, nie potrafię w 100% trzymać się planów, więc mam je wyłącznie w głowie…
Nawet nie czuję, że tak jakby trochę w tytule rymuję. 😀 Ale nie o tym!
Stwierdzenia, które pojawiły się nieco wyżej to tylko niektóre z pierwszych myśli jakie mogą pojawiać się na temat szczegółowego planowania różnych codziennych obowiązków. Nic zaskakującego, że można do tego podchodzić niechętnie. Szczególnie jeśli wygląda to mało atrakcyjnie, maksymalnie nudno. Krótko mówiąc zapisane różne czynności byle jakim długopisem na byle pierwszej lepszej może czasem jeszcze do tego pogniecionej kartce. Zlepek różnych rzeczy, pomysłów do ogarnięcia, który po prostu nie zachęca do zajrzenia ponownie. Pierwszym krokiem do produktywności jest właśnie przygotowanie świetnego planu działania i należy mu trochę poświęcić uwagi. Bo kto lubi oglądać szare i ponure obrazki? …. Why not, ale tak myślałem!
Zawsze go za mało.
Chyba nawet nie trzeba zastanawiać się zbyt długo o co chodzi. Na jego brak narzeka bardzo wielu, w tym ja także. O rozciągnięciu doby niestety jak wiadomo doskonale nie ma mowy, choćby nawet poooootężnie moooocno każdy tego mocno pragnął oraz marzył. Można jednak nieco chwil wycisnąć z tego co już mamy i zaoszczędzić nieco czasu. Nie potrzeba do tego imponujących i spektakularnych metod, choć tych zdecydowanie nie brakuje. Także tutaj na blogu w wielu wpisach poszukiwałem złotej recepty, dających fantastyczne efekty rozwiązań. Najlepszym sposobem jest coś co doskonale każdy zna, czyli … planowanie! Nie takie byle jakie, bo jeśli coś jest robione byle jak to z reguły zdarza się, że również wynikają z tego byle jakie efekty. Jak? Wystarczy dodać do tego… 🙂
kreatywność.
i to tyle w temacie! No dobra, żartuję! Planowanie w moim przypadku ogarnąłem w zupełnie inny sposób. Zerknąłem na wszystko inaczej. Po prostu nie lubię kiedy jest tak zwyczajnie, bez pewnej unikalności czy oryginalności, dlatego podszedłem do tego wszystkiego z pewną kreatywnością. Po co? W celu uatrakcyjnienia i sprawienia, że zaglądanie do kalendarza okaże się choć odrobinę przyjemnością. Przy tym dobrze, nie (!) -najlepiej jest, kiedy rozwiązanie jest mega proste. Odpowiednia strategia to podstawa! Przejdźmy jednak do szczegółów, bo wiem doskonale, że nowe posty na newsfeedzie w social mediach czekają z ogromną niecierpliwością na prze-scrollowanie oraz przeczytanie. 😀
Kojarzycie kontrolki w samochodzie? Oznaczone są zazwyczaj 4 kolorami, a ich zadaniem jest sygnalizowanie lub informowanie o pewnych rzeczach. Czerwone oznaczają krytyczne sytuacje, kiedy należy natychmiast przerwać podróż, by nie doprowadzić do uszkodzenia ważnych części pojazdu. Żółte/pomarańczowe mogą wskazywać na pewne awarie, ale również jedynie informować. Natomiast zielone i niebieskie wyłącznie przekazują kierowcy informacje o działaniu systemów w aucie. To tak w konkretnym skrócie. Hmmm, jak odnieść to na planowanie? Niezwykle prosto!
Dzielę wszystkie zadania, obowiązki do ogarnięcia na podstawowe 4 grupy, przyznając im określoną istotność. Czerwone to są takie sprawy, które wymagają pilnego zrealizowania w pierwszej kolejności, gdyż nie ma już praktycznie żadnego komfortu czasowego. Żółte oznaczam te kwestie, wymagające w miarę sprawnego wykonania i mają trochę dłuższy okres do finiszu od poprzedniej grupy. Zielone – czynności do wykonania na później w innym terminie, a niebieskie – najmniej ważne, które zwyczajnie mogą dłużej poczekać lub ich data ukończenia jest jeszcze dość odległa. Efektem takiego bardziej kreatywnego podejścia do segregacji i oznaczenia zadań jest ogromna przejrzystość. Ten system wymaga pewnej samodyscypliny w postaci regularnej aktualizacji, ale w moim przypadku całkiem przyzwoicie sprawdza się, pozwalając poprawić codzienną produktywność. Przede wszystkim można mieć zawsze o każdej porze ogarnięte dosłownie wszystkie plany. Kompletnie nic, a nic nie umyka uwadze. Proste, prawda? =]