Sprawdziłem to w smartfonie i wooo, chyba zaginałem czasoprzestrzeń!

Ewoluowały z czasem potocznie zwanej „cegły”, czyli dość dużego urządzenia do ultra cienkich gabarytów, a technologia z nimi związana rozwinęła się w kosmicznym tempie. W międzyczasie nastąpił boom, a więc ogromny ich wzrost popularności. Nawet nad tym nie zastanawiamy się, ale dziś codziennością są funkcje, których wielu by się nie spodziewało zaledwie kilka…, kilkanaście lat temu. Na początku tradycyjne z klawiaturą, później z klapką i rozsuwane, natomiast obecnie na topie z ekranami dotykowymi o często nowoczesnym oraz wyjątkowym design’ie. Tak, tak, wszystko się zmienia i telefony komórkowe także, stając się czymś więcej – smartfonami. To nie tylko możliwość rozmowy, napisania sms-a czy wysłania mms-a, ale także fotki, internet, hiper ekstra apki i pewnie cała masa innych fajnych funkcji. Ale to każdy wie i dobrze zna, bo zakładam i nie mam co do tego żadnej wątpliwości, że większość osób korzysta z takich urządzeń. Wszystko super, wiele ułatwiają – dużo umożliwiają, ale jest coś, co potrafią niekiedy zabierać. Postanowiłem to sprawdzić w swoim fonie! Co….? 😉

Blomatt-owa przygoda z telefonami zaczęła się od właśnie takiej już mini cegły niegdyś popularnej i zdecydowanie do dziś kultowej marki. Wyobrażacie sobie fon 17 mm grubości z normalną klawiaturką, bez aparatu, zaawansowanych aplikacji czy nawet mp3 (tylko polifonia)? Poza możliwością rozmawiania, sms-owania czy wysłania mms-a, umożliwiał jedynie posłuchanie radia FM czy zagrania w mało rozbudowane gry. Z perspektywy czasu mogłoby się wydawać po prostu nudnym urządzeniem, bo co można byłoby na nim robić? Wtedy to było coś wooow! Puszczanie sygnałów, sms-y czy gry – tak się korzystało kiedyś z komórki! Było inaczej, miało to swój urok.

Długo z takiego modelu korzystałem, więc era telefonów z klapką mnie ominęła. Przeskoczyłem od razu na rozsuwany. Kilka lat temu to był niezły bajer, c’nie? 😀 Miał wbudowany aparat, mp3 czy bluetooth. Posiadanie takich funkcji było czymś niesamowitym, a w szczególności możliwość robienia fotek. Może nie powalały jakością, bo zgadnijcie ile megapikseli miał ten telefon? Hmmm, podpowiem, że aparat miał oznaczenie VGA. Niewiele to mówi? No to było dokładnie 0,3 mpix! Przy obecnych smartfonach z 13, 16 czy więcej niż 20 mpix, taka liczba wydaje się wręcz niewielka. Cóż, takie były wtedy trendy w mobile’u. Najważniejsze, że umożliwiał uwiecznianie różnych rzeczy czy dzielenie się plikami ze znajomymi. Internet? Jasne, że wtedy istniał, ale przeglądarka w fonie na wiele nie pozwalała, a poza tym nie był tani. A jaka prędkość? Jeśli posiadacie pakiet internetowy, możecie to sprawdzić lub przypomnieć sobie podłączając się ręcznie do sieci 2G swojego operatora. Wtedy uruchomi Wam się łącze EDGE. Wystarczy tylko spróbować uruchomić w przeglądarce jakąkolwiek stronę internetową. Serio, trochę to potrwa, ale kiedyś całkiem nieźle działało, bo witryny były „lżejsze”, mniej obszerne. Aaaa i jeszcze jedno, tylko pamiętajcie po tym, aby wrócić do automatycznego wyboru operatora lub przywrócenia poprzednich preferencji wyboru sieci w ustawieniach, by mogło działać łącze internetowe w trybie 3G, HSPA+ czy LTE.

Następnie po dłuższym okresie czasu wkroczyły telefony dotykowe – smartfony i tu się zaczęło! Potężny progres, czyli coraz więcej zaawansowanych technologicznie urządzeń mobilnych, rozbudowanych funkcji, a do tego łatwość korzystania z internetu i masa aplikacji, które powodują, że jesteśmy …

ZAWSZE I WSZĘDZIE ONLINE


fot. pixabay.com

Wszystkie social media, poczta elektroniczna, filmy online czy przeglądarki internetowe umożliwiające surfowanie po nawet rozbudowanych stronach internetowych – możliwości ogromne, a to wszystko jest w każdej chwili pod ręką. Do tego korzystne pakiety internetowe czy nawet prawie no limity, pozwalają być online niemal całą dobę. W dowolnym momencie można sprawdzić co ciekawego u znajomych m. in. na fejsie, insta oraz snapie, jaka mega interesująca informacja pojawiła się przed chwilą w newsfeedzie albo czy może właśnie na ulubionym kanale wjechał nowy film. To tylko kilka pierwszych z brzega przykładów. Smartfony umożliwiły bardzo wiele, bo to także często notatnik, kalendarz, planner, ale przede wszystkim przeniosły komunikację na zupełnie inny poziom. Internet stał się jeszcze bardziej codziennością i czymś bez czego obecnie chyba trudno byłoby funkcjonować, bo zwyczajnie mnóstwo rzeczy ułatwił jak chociażby płatności czy zakupy online. Wystarczy rozejrzeć się dookoła na mieście, nie trzeba będzie długo szukać osoby korzystającej aktualnie ze smartfona. To pokazuje jak bardzo są popularne i niewątpliwie na co dzień przydatne.

Natomiast poza wszystkimi pozytywnymi aspektami, udogodnieniami, które fon nam oferuje, jest coś cennego, co może zabierać. Tego zupełnie nie odczuwa się, ale tak jest. Wydaje się, że w ciągu dnia może z kilkanaście razy zajrzy się dosłownie na chwilę, na moment do apki portali społecznościowych czy inne strony internetowe i tak w mig mija czas, całkiem niemało. Smartfon jest dobrym jego pochłaniaczem, u mnie także dobrym argumentem prokrastynacji, czyli odkładania wszystkiego na później. Postanowiłem sprawdzić ile w moim przypadku go zabiera za pomocą aplikacji w telefonie – Instant – Quantified Self (na Androidzie można także sprawdzić za pomocą – SaveMyTime czy wielu innych, na iOS z tego co pamiętam jest apka Moment) i….

WHAAAAAAT???!!! Aż tyle?! – Po całym dniu właśnie takie słowa pojawiły się w moich myślach. Normalnie szok! Miałem nadzieję, że na ekranie ukaże się inna liczba – mniejsza. Może nie będę chwalił się dokładnym wynikiem, ale łącznie było to całkiem sporo minut. Nieco spodziewałem się wyższego wyniku, ponieważ jako bloger często zapisuję w notatniku różne myśli, pomysły na wpisy czy za pomocą smartfona ogarniam social media związane z blogiem. Coraz częściej zastępuje mi laptop, który z powodu swoich gabarytów nie zawsze jest pod ręką. Mimo wszystko aplikacja uświadomiła wiele, ponieważ zwróciła uwagę na to, jak w skali dnia, tygodnia czy miesiąca mnóstwo chwil poświęca się na korzystanie z fona. Można zastanowić się jak efektywniej wykorzystać ten czas, którego czasem brakuje już na inne rzeczy. Niby warto sprawdzić, ale może czasem lepiej tego nie wiedzieć? 🙂

^ DZIEŃ BEZ TELEFONU? ^
A może wyzwanie, test – całe tylko albo aaaaaż 24 godziny bez korzystania z telefonu? Przez jeden dzień bycie maksymalnie offline i odrobina odpoczynku od tego wszystkiego, co dzieje się w sieci? Czy to w ogóle jest możliwe, kiedy komunikacja w znacznej części przeniosła się do komunikatorów i sieci?

Jest lato, są wakacje i taki totalny chwilowy chill od internetu napewno pozwoliłby zyskać więcej czasu dla siebie, aktywnie wykorzystać świetną pogodę na zewnątrz oraz spojrzeć na wiele rzeczy zupełnie inaczej. Wiem, co piszę! Zdarzają mi się czasami takie dni, kiedy będąc prawie poza zasięgiem sieci komórkowej (może to wydaje się nierealne, ale jeszcze są takie miejsca) nie korzystam z fona i przyznam, że to jednodniowe offline’owanie pozwala naprawdę zapomnieć o tym całym wirtualnym świecie na rzecz tego w 100% realnego. Niewiele się traci, bo w sieci nic nie ginie i zawsze można później zobaczyć co ciekawego wydarzyło się w social mediach u znajomych. Poza tym można nieco poczuć się jak to było jeszcze całkiem nie tak dawno, kiedy internet nie był taki popularny jak dziś… =]

A co o tym wszystkim myślicie? Robicie sobie offline day?