To już ponad rok od ostatniego razu…, od nowego tekstu na blogu. Długa przerwa, co nie? Można było praktycznie przyjąć, że na blomatt’cie to już nic nowego nie pojawi się i ten czas, kiedy regularnie pisałem minął bezpowrotnie. Jeszcze to jednak nie ten moment, bo to była po prostu dłuższa chwila odpoczynku od bloga. W sumie nie pierwsza, ale uwierzcie – była mi niesamowicie potrzebna.
Pusta kartka lub okno edytora tekstu, a na nim jedynie czarna pionowa kreska, czyli kursor. Co najmniej kilka podejść do napisania czegokolwiek, ale nic z tego. Raz nawet prawie w połowie napisany tekst, który później wylądował później w koszu lub został po prostu skasowany przyciskiem „backspace” w edytorze. Wiele pomysłów i planów trafiło do notatnika w szufladzie, czekając na lepszy moment. Ten jednak sam z siebie nie nadchodził wcale, choć liczyłem na to, że tak się właśnie stanie. Czas uciekając niemalże przez palce zaczął mi uświadamiać, że pora wreszcie odpowiedzieć na pytanie, co dalej? Postanowiłem zatem na trochę odpuścić blogowanie, dać sobie trochę czasu na odpoczynek. Wziąłem „urlop” na czas bliżej nieokreślony. 😀 I to właśnie bywa jednym z najlepszych rozwiązań w słabszych momentach. Oto wracam z nową energią i nowymi wpisami! Także hejka wszystkim! 🙂

Jeśli coś lubisz to prędzej czy później do tego wracasz
Z zajawkami jest tak, że czasami szczególnie na początku można konkretnie nakręcić się na działanie. Stawia się bardzo ambitne plany, chce się robić coś najlepiej jak tylko potrafi. Milion zacnych pomysłów w głowie, nawet kilka/kilkanaście z nich udaje się realizować. Na starcie wszystko sprawia wrażenie, że idzie w całkiem dobrym kierunku i rozwija się. Jednak ten zapał z biegiem czasu mija, a rozgrzebane projekty/pomysły zostają niedokończone. Kiedy dane hobby bywa czasochłonne, a do tego jeszcze dochodzą inne obowiązki czy zadania można zwyczajnie dostać „zadyszki” i zmęczyć się. Krótko mówiąc, nie można na starcie zużyć całej energii, bo jej zabraknie na później. Mimo, że dane zajęcie przynosi potężną dawkę satysfakcji, pozytywnej energii i pozwala w pewnym sensie spełniać się to można dojść do momentu, kiedy po prostu staje się w miejscu i trudno z niego ruszyć. Niesamowicie trudno, wrrr! :/
Jeśli regularnie myśli się o danej rzeczy, nawet próbuje się coś w danym kierunku zrobić to oznacza, że jest to prawdziwą pasją. Nawet mimo bezskutecznych prób lub nie do końca zadowalających efektów. W takich chwilach pojawia się w głowie pytanie, gdzie tkwi przyczyna? Wypalenie czy może brak kamieni milowych, czyli nowych osiągnięć/sukcesów w realizacji danej zajawki? Czasem ani jedno ani drugie, bo zwyczajnie receptą na ten dołek bywa właśnie odpoczynek. Gdyby było inaczej to raczej nie byłoby prób powrotu do realizacji własnych zainteresowań czy nawet planów w tym zakresie.
6 lat +
Tak właśnie było z moim blogiem. Na początku całkiem regularnie pisałem, dzieląc się z Wami swoimi zainteresowaniami. Z czasem to się zmieniało i pojawiały się przestoje, ale zawsze wracałem. Tym razem także postanowiłem jeszcze nie porzucać blogowania :D, choć chyba ostatnio już coraz mniej tego typu miejsc w sieci i prawdziwy boom na blogi za nami. Przez ostatnie ponad 2200 dni, czyli 6 lat (ach, jak ten czas śmiga ultraszybko) tworzenia blomatt’a włożyłem w to miejsce mnóstwo czasu, energii, a także pomysłów. Niektóre teksty były mniej lub bardziej udane, ale doświadczenia z nimi związane bardzo cenne. Szkoda byłoby mi tak po prostu to wszystko odpuścić.
W życiu każdego przychodzi taki moment, że zaczyna się trochę żyć wspomnieniami. Wraca się myślami do tego, co było wyjątkowe i budowało momenty zapadające w pamięć na zawsze. Ten blog to też pewna przygoda, z której również pozostały mi niektóre miłe wspomnienia. Zdecydowałem się je ożywić i jeszcze nie zamykać ostatecznie tego rozdziału. Budowanie swojego miejsca w sieci czy nawet pracowanie nad czymś swoim to jest coś niesamowicie fajnego, ale wymagającego dużo energii oraz poświęcenia. Zdarzają się także kryzysowe chwile, w których…

czasem warto zrobić sobie … przerwę
Ot tak po prostu. Nawet największa zajawka może chwilowo przestać człowiekowi sprawiać frajdę i troszkę „zmęczyć”. Niekoniecznie znudzić i przestać być ulubionym zajęciem, ale trafić na słabszy moment. Wtedy zamiast na siłę próbować działać czy realizować dany cel, dobrze jest nieco odpuścić. Nie rezygnować od razu ze swojego hobby/postanowienia pod wpływem negatywnych odczuć, ale warto zwyczajnie dać sobie trochę luzu. Przerwa jest bardzo fajnym pomysłem, dlatego że można odświeżyć umysł i znaleźć nową energię. Z perspektywy czasu przemyśleć wszystko, wyciągnąć wnioski oraz podejść do danej sprawy inaczej. Właśnie zrobić sobie taki „urlop” na naładowanie akumulatorów.
Gorzej jeśli ta przerwa nie ma określonych ram czasowych. Wtedy w międzyczasie może pojawić się prokrastynacja, czyli odkładanie rzeczy na później i przerwa przeciąga się w nieskończoność. Z kolei im dłużej trwa ten okres tym trudniej wrócić do danej zajawki czy realizacji celów. Zawsze sensownym wyjściem w takich sytuacjach jest ustalenie sobie maksymalnego terminu końca przerwy. Takiego, który nie będzie przesadnie odległy ale również niezbyt krótki. To może być też moment, kiedy poczujemy, że wreszcie odpoczęliśmy. Chodzi o to, aby ten czas był wystarczający by wiele rzeczy sobie przemyśleć i naładować nową energią. Ten punkt w czasie to będzie taki motywator do podjęcia decyzji oraz działania.
Właśnie tego nauczyła mnie ta przerwa i takim wnioskiem z tego czasu chciałem się z Wami podzielić w pierwszym wpisie. Warto robić sobie czasami przerwy, by później z perspektywy czasu zauważyć nieco więcej i odkryć co dla nas tak na prawdę ma znacznie oraz jak duże.
Do następnego, piąteczka! =]